Podczas remontu znaleźli skrytkę sprzed lat

Co dokładnie było w skrytce?

– Książeczki bankowe, książeczki depozytowe, paszport przodków i była zostawiana kartka z informacją, że jeśli ktoś znajdzie tę skrytkę to prosi, ta rodzina o odnalezienie jej. 

Jak wynika z dokumentów – jest mało prawdopodobnym by autorzy listu jeszcze żyli. Musieli by mieć ponad 100 lat. Jest za to duże prawdopodobieństwo, że żyje ich córka. Pani Barbara urodziła się w 1939 roku, może dziś mieć 78 lat. Łukasz Kazek sprawdził posiadane archiwa i spisy ludności, które potwierdziły istnienie takiej rodziny. Mieszkali w regionie od pokoleń, a na cmentarzu odnaleziono tablicę nagrobną ich dziadka, który przez lata był księgowym w miejscowych zakładach lniarskich.

Co ciekawe niemiecki bank wciąż istnieje. Dziś znany jako Deutsche Bank powinien wciąż posiadać złożone depozyty. To oznacza, że na Panią Barbarę Scholz wciąż czeka spadek, który kobieta będzie mogła odebrać.

Jak mówi Łukasz Kazek – jeśli córka Scholzów żyje – będzie miała 78lat. Kobieta może być też źródłem wiedzy o historii Ziemi Wałbrzyskiej – dodaje Kazek.

– Gdybyśmy tę Barbarę odnaleźli, to może by nam opowiedziała nam sytuację chowania tej skrytki, o jakiś sytuacjach wojennych bo to była bardzo blisko kompleksu Rzeczka.

Dokumenty są skanowane i wkrótce powinny trafić na wystawkę historyczną w Zamku Grodno. To nie pierwsze poszukiwania prowadzone przez Łukasza Kazka. Niemal za każdym razem, gdy mieszkańcy Gminy Walim trafią na stare dokumenty – zwracają się do swojego radnego. W przeszłości udało się rozwikłać niektóre zagadki. Jedną z najciekawszych historii ostatnich lat było odnalezienie klisz dawnego organisty – Filipa Rozbickiego. Za jego sprawą wiele rodzin odnalazło zdjęcia swoich przodków wykonane przez fotografa dokumentującego życie powojennego miasta. Stworzono plenerowy szlak fotografii, a także spektakle teatralne i reportaże.

Źródło: http://www.radiowroclaw.pl Autor: Bartosz Szarafin Fotografie: Łukasz Kazek

Niemieckie skarby Śląska

Znalezione dokumenty są w doskonałym stanie. Foto: Łukasz Kazek

Wakacje to okres, w którym wielu niemieckich Ślązaków zastanawia się, co zrobić z wolnym czasem. Zabrzmi to dziwnie, lecz być może warto wziąć pod uwagę poszukiwania skarbów. Te bowiem zdają się w naszym regionie opłacać i często mogą przynieść mniejszą lub większą fortunę. Przykładem może być dolnośląska miejscowość Rzeczka, gdzie w jednym z domów znaleziono niemieckie książeczki bankowe, a pieniądze, które reprezentują, wciąż są „do wzięcia”.

Wieś Rzeczka na Dolnym Śląsku to z pewnością nie miejsce, w którym można by się spodziewać jakichkolwiek sensacji. Licząca nieco ponad 130 dusz miejscowość to zaledwie kilka leżących na górce domów, nieopodal płynie potok, któremu wieś zawdzięcza swoją polską nazwę. Życie płynące powoli ożywiają jedynie turyści, którzy zimą chętnie korzystają z walorów narciarskich regionu i zatrzymują się w miejscowym pensjonacie. Jednak to właśnie ta wieś sprawiła, że miłośnicy historii Dolnego Śląska i pasjonaci poszukiwania skarbów zacierają ręce.

Majątek pod podłogą

Jak często bywa w przypadku takich znalezisk, w jego odkryciu pomógł przypadek. Podczas remontu w jednym z domów w Rzeczce jego właściciele zaplanowali całkowitą wymianę posadzek. Już krótko po rozpoczęciu prac robotnicy trafili pod podłogą na coś, czego się nie spodziewali – skrytkę z licznymi świetnie zachowanymi niemieckimi dokumentami. Zaskoczeni właściciele domu wiedzieli natomiast, do kogo się zwrócić: Skontaktowali się z Łukaszem Kazkiem – radnym gminy Walim, pasjonatem historii i zastępcą dyrektora jednego z dolnośląskich pałaców. Mający obszerną wiedzę na temat niemieckiej historii Dolnego Śląska Łukasz Kazek nie miał problemów z identyfikacją znalezionych dokumentów: – Okładki i treść wskazują jasno, że mamy do czynienia z niemieckimi książeczkami bankowymi. Chodzi o dawny Volksbank Wüstewaltersdorf, to znaczy, że zdeponowane pieniądze, które książeczki potwierdzają, zostały złożone w Niemieckim Banku Narodowym, wtedy znajdującym się w leżącym nieopodal Walimiu – mówi Łukasz Kazek. Mimo że widział on już wiele niemieckich artefaktów, to po pierwszych oględzinach nawet on był zaskoczony doskonałym stanem dokumentów. Osoba znająca język niemiecki bez problemu może odczytać, że pochodzą one z lat trzydziestych ubiegłego wieku i należą do niejakiej rodziny Scholz.

Prośba zza grobu?

W jaki sposób dokumenty będące substytutem dużych pieniędzy znalazły się pod podłogą? Z nich samych wynika, że członkowie rzeczonej rodziny Scholz rzeczywiście byli niegdyś mieszkańcami domu, w którym je odnaleziono. W 1945 roku Scholzowie – jak wiele niemieckich rodzin z Dolnego Śląska – zostali wysiedleni do Niemiec, a na ich miejsce pojawiła się polska rodzina, która – zgodnie z popularną po zakończeniu drugiej wojny światowej praktyką – po prostu przejęła ich dobytek. Tyle faktów. Dlaczego książeczki bankowe ostatecznie zostały ukryte i ponad siedemdziesiąt lat czekały na odnalezienie, możemy jedynie domniemywać. Możliwe, że rodzina ukryła dokumenty już wcześniej z obawy przed szabrownikami, a kiedy otrzymała informację o wysiedleniu, nie zdążyła ich zabrać. Tajemniczości odkryciu dodaje dołączona odręcznie napisana kartka, której autor prosi o zwrot dokumentów, gdyby komuś udało się je odnaleźć. Właściciel świadomie więc pozostawił je w domu, który zmuszony był porzucić, i miał jeszcze dość czasu, by zostawić wiadomość, zamiast po prostu zabrać stosunkowo lekkie i łatwe do przeniesienia dokumenty. Fakt, że głowa rodziny Scholzów – gdyby jeszcze żyła – musiałaby mieć dziś ponad 100 lat, dodatkowo pozwala domniemywać, że kartka jest już wiadomością zza grobu.

Fortuna czy symboliczny zwrot?

Zafascynowany znaleziskiem Łukasz Kazek postanowił nie tylko pomóc w opiniowaniu książeczek, lecz także w odnalezieniu ich prawowitych właścicieli. Najbardziej interesujący jest bowiem fakt, że pieniądze, które książeczki dokumentują, wciąż można podjąć: – W Niemczech mimo zawirowań wojennych mamy jasną ciągłość prawa finansowego. Spadkobiercą Deutsche Volksbank, w którym zdeponowano pieniądze, jest dziś bardzo popularny Deutsche Bank. Myślę więc, że gdyby udało się odnaleźć potomków rodziny Scholz, mogliby oni odzyskać depozyty – zapewnia Kazek. O jakiej kwocie mówimy? Odnalezione książeczki opiewają w sumie na 3000 reichsmarek. Dr Ernst-Michael Ehrenkönig, prawnik i notariusz z Berlina, twierdzi, że istnieją przepisy, które regulują przelicznik dawnej niemieckiej waluty na dzisiejsze euro. Wprawdzie w komunistycznej NRD reichsmarki przeliczano w stosunku 1 do 1, jednak w zachodnich Niemczech było to zaledwie 10 do 1, a w ramach zmiany marek na euro kurs ten podlegał dalszym zmianom. Zgodnie z nimi bank byłby dziś winny spadkobiercom rodziny Scholzów nieco ponad 750 euro, co nie jest sumą imponującą. Inni eksperci podkreślają jednak, że przeliczanie reichsmarek na euro przypomina finansową żonglerkę i wskazują, że w takich sytuacjach banki decydują indywidualnie i suma zwrotu, wliczając możliwe odsetki, mogłaby wynosić nawet ponad 20 000 euro, co dla wielu stanowi niemałą fortunę.

Poszukiwania właścicieli

O ile o wartość reichsmarek dzisiaj można się spierać, o tyle wiadomo, że w latach trzydziestych ubiegłego wieku 3000 było znaczną sumą, stanowiąca niejednokrotnie oszczędności całego życia, co dodatkowo wzmacnia motywację Łukasza Kazka do szukania spadkobierców. Na razie podejrzewa, że przy życiu może pozostawać córka państwa Scholzów Barbara lub jej dzieci albo wnuki, i podejmuje próby kontaktu z nimi. Liczy także na czytelników „Wochenblatt.pl”, którzy być może kojarzą rodzinę żyjącą w Rzeczce. Wioska ta za czasów niemieckich nosiła nazwę Dorfbach lub Schlesisch Falkenberg. Dopóki właściciele książeczek się nie odnajdą, będą one wystawiane jako część ekspozycji w zamku Grodno.

Fakt, że na Dolnym Śląsku znaleziono niemieckie książeczki bankowe, nie oznacza oczywiście końca podróży dla poszukiwaczy sensacji. Nie odkryte bądź zaginione są jeszcze dziesiątki, a może nawet setki niemieckich skarbów Śląska. Odnalezienie wielu z nich mogłoby przynieść odkrywcy nie tylko fortunę, ale także sławę, gdyż mają one często wielką wartość kulturową i historyczną. Weźmy choćby słynny pomnik Fryderyka Wielkiego z opolskiego rynku, który w 1945 roku zabrany przez radzieckich żołnierzy zaginął bezpowrotnie. Podobny los spotkał monumentalną rzeźbę wchodzącą niegdyś w skład niemieckiego pomnika poległych w Raciborzu. Wszystkie te mniejsze i większe skarby wciąż czekają na odnalezienie, wielu mieszkańców Śląska być może powinno więc zadać sobie pytanie: „A co znajduje się pod moją podłogą?”.

Źródło: http://wochenblatt.pl, Autor: Łukasz Biły

Wojenne tajemnice prosto ze starej szopy

Przed trzema laty w szopie w Walimiu odkryto schowek. Wypełniony był zdjęciami i listami, głównie z okresu II wojny światowej. Łukasz Kazek, miejscowy pasjonat historii, najpierw ustalił, do kogo należało ukryte archiwum. Niedawno odnalazł w Niemczech autora listów, wówczas młodego żołnierza Wehrmachtu Łukasz Kazek, przewodnik turystów po zamku Grodno w Zagórzu Śląskim i poniemieckich podziemiach w Górach Sowich, pokazuje nam kilka pożółkłych ze starości i częściowo zniszczonych fotografii oraz listów. Przez ponad pół wieku leżały ukryte we wgłębieniu posadzki rozpadającego się budynku gospodarczego w centrum Walimia. Pod koniec II wojny światowej wielu Niemców, w obawie przed zbliżającą się Armią Czerwoną, niszczyło prywatne archiwa lub ukrywało je pod posadzkami, parapetami lub za futrynami drzwi. Czytaj dalej „Wojenne tajemnice prosto ze starej szopy”

Zbieramy żywe relacje świadków. „Chcemy ocalić historię od zapomnienia”

relacje
Kazimierz Wiśniowski – żołnierz AK, mieszkaniec Walimia od 1945 roku/ fot. T. Wolak

Pamiętają okrucieństwo wojny i najtrudniejsze powojenne lata. Swoje doświadczenia, wspomnienia i tęsknoty chcą ocalić od zapomnienia, dlatego opowiadają o nich przed kamerą. Żywe relacje kresowiaków, żołnierzy generała Andersa, czy zwykłych mieszkańców ziemi wałbrzyskiej utworzą trzecie w Polsce archiwum historii mówionej. Czytaj dalej „Zbieramy żywe relacje świadków. „Chcemy ocalić historię od zapomnienia””

O projekcie

Archiwum Historii Mówionej Ziemi Wałbrzyskiej jest projektem Starostwa Powiatowego w Wałbrzychu oraz grupy miłośników historii lokalnej z Łukaszem Kazkiem na czele. Inicjatywa te ma na celu promowanie dziedzictwa kulturowego naszego regionu. Dziedzictwa rozumianego nie tylko jako zabytków i trwałych wytworów kultury materialnej, ale przede wszystkim historii ludzi zamieszkujących region wałbrzyski. Przez dwa lata ma trwać nagrywanie świadków historii z terenu Powiatu Wałbrzyskiego, którzy opowiadać będą o swoich przeżyciach z czasów wojennych i Polski Ludowej. Nagrania trafią do archiwum, które utworzone będzie w Starostwie Powiatowym w Wałbrzychu. Następnie informacja o archiwum zostanie rozesłana do mediów ogólnopolskich, które chcąc stworzyć reportaż o historii Ziemi Wałbrzyskiej, będą mogły skorzystać z utworzonego archiwum. Media będą mogły z tej bazy korzystać nieodpłatnie, ale powoływać się na archiwum jako źródło i sygnować teksty logotypami Ziemi Wałbrzyskiej.
Całość zebranego materiału, to nie będą tylko nagrania wspomnień, ale i kopie zdjęć dokumentów, zdjęcia pamiątek, odznaczeń, ciekawych książek itp., można to wszystko dalej wykorzystywać, aby promować ziemię wałbrzyską. W ten sposób materiały z logiem „Archiwum Historii Mówionej Ziemi Wałbrzyskiej” pojawią się w dokumentach realizowanych przez TV, radio, prasę i różnego rodzaju wydawnictwa. Można zorganizować wiele wystaw i prezentować je na arenie kraju, a nawet w Europie, w muzeach, centrach kulturalnych i w innych instytucjach. Mogą to być również prelekcje, żywe spotkania z historią, warsztaty szkolne.
W Polsce są dotąd jedynie trzy ośrodki, które zajmują się archiwizowaniem historii mówionej – w Lublinie teatr NN (skupiają się na historii Żydów polskich i Polakach żyjących po sąsiedzku), warszawski Ośrodek Karta (szersze spektrum zbiorów), oraz Instytut Marii Curie Skłodowskiej. Brakuje jednak takiego, który mógłby ukazać historyczne świadectwo ziemi wałbrzyskiej na przestrzeni historycznej XX wieku Ziem Odzyskanych.
Projekt obejmie takie działania jak:
– strona internetowa,
– strony w mediach społecznościowych,
– zainteresowanie projektem publicystów, dziennikarzy, dyrektorów muzeum, ośrodków kulturalnych, aktorów, pisarzy- nadanie projektowi rozgłosu i rangi ogólnopolskiej
– pozyskanie szerokiej gamy partnerów celem współpracy na arenie ogólnopolskiej i europejskiej,
– szeroki kontakt z ośrodkami polonijnymi na całym świecie,
– propozycja siedziby „Archiwum Historii Mówionej Ziemi Wałbrzyskiej” będzie starostwo powiatowe w Wałbrzychu albo też Pałac Jedlinka,
Realizacja projektu będzie związana z kosztami wyjazdów do pobliskich miejscowości oraz z zakupem sprzętu.
Główny pomysłodawca projektu to Pan Łukasz Kazek– który jest współautorem szeregu artykułów i filmów dokumentalnych o tematyce związanej z proponowanym projektem.
Patronat Honorowy nad projektem objął dr Jacek Wilczur (żołnierz AK, pracownik Komisji Badań zbrodni hitlerowskich na ziemiach polskich, autor ponad 33 książek z zakresu tematyki II wojny światowej, uczestnik i oskarżyciel w procesie ukraińskiego zbrodniarza Johna Demianiuka ps. Iwan Groźny.
Konsultacje historyczne i pomoc merytoryczna Muzeum Historii Polski w Warszawie. Patronat medialny na kraj Wiedza i Życie Inne Oblicza Historii. W realizacji działań drugiego projektu pomogą nam studenci z Uniwersytetu Wrocławskiego Instytutu Socjologii.