Wojenne tajemnice prosto ze starej szopy

Przed trzema laty w szopie w Walimiu odkryto schowek. Wypełniony był zdjęciami i listami, głównie z okresu II wojny światowej. Łukasz Kazek, miejscowy pasjonat historii, najpierw ustalił, do kogo należało ukryte archiwum. Niedawno odnalazł w Niemczech autora listów, wówczas młodego żołnierza Wehrmachtu Łukasz Kazek, przewodnik turystów po zamku Grodno w Zagórzu Śląskim i poniemieckich podziemiach w Górach Sowich, pokazuje nam kilka pożółkłych ze starości i częściowo zniszczonych fotografii oraz listów. Przez ponad pół wieku leżały ukryte we wgłębieniu posadzki rozpadającego się budynku gospodarczego w centrum Walimia. Pod koniec II wojny światowej wielu Niemców, w obawie przed zbliżającą się Armią Czerwoną, niszczyło prywatne archiwa lub ukrywało je pod posadzkami, parapetami lub za futrynami drzwi.

kkWszystkie odnalezione w szopie listy przesyłane były na adres w Walimiu w latach 1943-1944. Dostarczano je za pośrednictwem poczty polowej niemieckiego Wehrmachtu z frontu wschodniego, głównie z okolic Odessy w Związku Radzieckim. Młody żołnierz przesyłał rodzicom pozdrowienia i opisywał swoje wojenne przeżycia. Prawdopodobnie ze względu na wojskową cenzurę informacje zawarte w listach były bardzo skąpe i surowe w treści. Jedynym wyjątkiem jest odręcznie wykonana laurka, którą Karl Heinz przesłał z frontu na Dzień Matki. Na kilkunastu odnalezionych w schowku fotografiach utrwalono natomiast rodzinę autora listów i mieszkańców przedwojennego Walimia, wówczas Wustewaltersdorfu, oraz sceny z frontu. Z większości zdjęć spoglądają uśmiechnięci niemieccy żołnierze. O tym, że pobyt na froncie nie był dla nich jednak sielanką, przekonuje jedna z odnalezionych fotografii. Utrwalono na niej zmasakrowane ciało żołnierza Wehrmachtu, który, jak wynika z opisu na odwrocie zdjęcia, zginął po wejściu na minę. – O listach i zdjęciach z szopy dowiedziałem się, kiedy jej właściciel zdążył już rozdać część znaleziska prywatnym kolekcjonerom z centralnej Polski – mówi Łukasz Kazek. – W ciągu roku przez Walim przewijają się ich setki, miasto słynie bowiem z podziemnych budowli hitlerowskiego kompleksu Riese. Przyciągają one pasjonatów wojennych tajemnic i poszukiwaczy skarbów. 14-21830W ręce Łukasza Kazka trafił zaledwie niewielki fragment odnalezionego archiwum. Mimo to postanowił ustalić i, jeśli będzie to możliwe, odnaleźć jego właściciela lub właścicieli. Najpierw udało mu się rozszyfrować słabo czytelne fragmenty listów. Dowiedział się z nich między innymi, że adresatem był Oskar Lachman, zawiadowca nieistniejącego już dworca kolejowego w Walimiu. Nadawcą natomiast jego syn Karl Heinz. Wzbogacony o tę wiedzę, Łukasz Kazek przestudiował sporządzony przez Niemców dokładny wykaz wszystkich mieszkańców Walimia, którzy polegli na frontach II wojny światowej. Karla Heinza Lachmana w wykazie nie było. Pojawiła się więc nadzieja, że nadal żyje i będzie można go odnaleźć. – Przed dwoma laty za pośrednictwem stowarzyszenia byłych mieszkańców Walimia ustaliłem, że nadal żyje siostra poszukiwanego przeze mnie Niemca – wyjaśnia Kazek. – Helga Lachman miała wówczas 89 lat i mieszkała w Australii. Przesłałem do niej kopie zdjęć i listów jej brata mając nadzieję, że się ze mną skontaktuje.

Okazało się, że poza prywatnymi kolekcjonerami z centralnej Polski, w posiadanie części zdjęć i listów weszło również kilku okolicznych mieszkańców. – Udało się je odzyskać Ryszardowi Woronko z Grupy Eksploracyjnej Klin i dzięki temu sprawa ruszyła z miejsca – wyjaśnia Łukasz Kazek. – Kopie kolejnych odzyskanych zdjęć przesłałem Wolfgangowi Leistritzowi, zaprzyjaźnionemu ze mną byłemu mieszkańcowi Walimia.1908-2-7-100large Bardzo szybko dotarł z Niemiec do Walimia e-mail z odpowiedzią. Wolfgang Leistritz nie krył radości, bo na jednej z przesłanych mu fotografii rozpoznał… swojego ojca. Zdjęcie pochodziło z 1920 roku i oprócz 15-letniego wówczas Leistritza seniora utrwalono na nim członków miejscowego związku myśliwskiego. Wolfgang Leistritz rozpoczął w Niemczech poszukiwania potomków myśliwych z fotografii, którzy mogliby cokolwiek wiedzieć o rodzinie Lachmanów. Ten trop okazał się strzałem w dziesiątkę. Wolfgang Leistritz odnalazł 89-letniego dziś Karla Heinza Lachmana żyjącego w niewielkim miasteczku koło Norymbergi. – Odnalezienie Lachmana bardzo mnie ucieszyło, mam bowiem jego listy, zdjęcia, laurkę, którą wysyłał do matki. Chciałem mu je natychmiast oddać – mówi Łukasz Kazek. – Napisał jednak krótko, że nie chce tego oglądać. Bardzo mnie to zaskoczyło. Prawdopodobnie informacja o odnalezionym archiwum rodzinnym była szokiem dla Karla Heinza Lachmana. Kilka tygodni później przesłał bowiem kolejny list, w którym wyjaśnił przyczynę swojej pierwszej, tak nagłej reakcji. Tłumaczy, że kiedy wybuchła wojna i trafił do wojska, miał zaledwie 18 lat. W ciągu 6 lat służby w Wehrmachcie rzadko bywał na przepustkach u rodziców w Walimiu. W lutym 1945 roku w okolicach Helu został wzięty do niewoli przez Rosjan. Następnie zesłano go do łagru na Syberii. Z niewoli wyszedł dopiero w 1950 roku. Do rodzinnego Walimia nigdy już nie powrócił. Kiedy niedawno Wolfgang Leistritz rozmawiał z Karlem Heinem Lachmanem, ten stwierdził jednak, że chętnie ponownie zobaczy swoje pamiątki rodzinne. Łukasz Kazek zamierza mu je wysłać lub osobiście zawieźć.

Archiwum generała Luftwaffe ukryte pod boazerią. Na początku 2009 roku sensacyjnego odkrycia dokonał robotnik budowlany, którego zatrudniono przy remoncie pałacu Tielscha w Wałbrzychu. Demontując boazerię, pod którą miał układać nową instalację elektryczną, odnalazł kilka pergaminowych kopert. Były w nich ukryte dokumenty i ponad 300 zdjęć. Wśród dokumentów są kolejne decyzje o nominacjach lotnika Güntera Lorenza aż do stopnia generała majora Luftwaffe z pieczęciami kancelarii Adolfa Hitlera. Na zdjęciach utrwalono rodzinę Lorenzów oraz prywatne i żołnierskie sceny z życia Güntera Lorenza. Obecny właściciel pałacu Tielscha po zakończeniu jego renowacji zamierza wyeksponować znalezisko w przeszklonych gablotach.

Autor: Artur Szałkowski
Źródło: www.gazetawroclawska.pl