Ostatni żyjący mieszkaniec Wałbrzycha, który walczył z Niemcami o Warszawę, Kołobrzeg i Berlin

Jan Mleczko z Wałbrzycha przeszedł krwawy szlak bojowy zwieńczony zdobyciem stolicy III Rzeszy. Był zwiadowcą i powierzano mu wykonywanie szczególnie niebezpiecznych zadań. Wiele razy ocierał się o śmierć. Widział zawieszenie polskiej flagi na Bramie Brandenburskiej w Berlinie

Jan Mleczko miał niespełna 13 lat, kiedy wybuchła wojna. Mieszkał w Samborze, mieście powiatowym w województwie lwowskim, które jest obecnie położone na terenie Ukrainy. W 1943 r. otrzymał powołanie do Baudienstu w Samborze (Służba Budowlana w Generalnym Gubernatorstwie – red.). Była to jedna z form pracy przymusowej zorganizowanej przez niemieckie władze okupacyjne dla Polaków i Ukraińców w Generalnym Gubernatorstwie. Jan Mleczko pracował niewolniczo przy rozbudowie stacji kolejowej i widział przejeżdżające tamtędy transporty kolejowe ze wschodu, które wiozły rannych, ciężko okaleczonych żołnierzy niemieckich.

– Przeczuwaliśmy, że przegrana Niemców jest coraz bliżej i w 1944 r. coraz więcej osób zaczęło dezerterować – mówi Jan Mleczko. – Szefem naszego Baudienstu był Ukrainiec, nazywał się Wasyl Bojko. Krzyczał na nas, bił nawet i powtarzał, że Niemcy to naród wybrany, rasa aryjska i to oni wygrają wojnę. Kiedy Rosjanie zaczęli nocne bombardowania, nasi nadzorcy ucichli i stali się łagodniejsi.

W końcu także Jan Mleczko zdecydował się na ucieczkę z Baudienstu. Nie wrócił jednak do domu, by nie narażać siebie i rodziny na śmierć. Ukrywał się z kilkoma kolegami do czasu wkroczenia wojsk radzieckich.

– Po tygodniu od wkroczenia Rosjan ogłoszono mobilizację do wojska polskiego, którą także zostałem objęty. Skoszarowano nas około 3 tys. Po trzech dniach przyjechali żołnierze radzieccy o mongolskim wyglądzie. Każdemu z nich zostało przydzielonych po 100 poborowych i zaczęli nas prowadzić w kierunku Lwowa – wyjaśnia Jan Mleczko. – Baliśmy się, że wywiozą nas na Sybir. Powiedzieli, że prowadzą nas do pociągu, który wiezie czołgi na front i nim pojedziemy dalej. Szliśmy przez dwa dni. Nie mieliśmy broni. Obawiając się napaści ukraińskich band OUN i UPA uzbroiliśmy się w kije.

Pociąg z czołgami rzeczywiście przyjechał i przewiózł rekrutów do Rzeszowa. Tam zostali przydzieleni do konkretnych rodzajów wojsk. Jan Mleczko otrzymał przydział do artylerii i z grupą około 1 tys. rekrutów wyruszył pieszo do przedwojennych koszar polskiej artylerii we wsi Pikulice koło Przemyśla. Do 1944 r. działał tam obóz jeniecki.

– Tam rozpoczęto szkolenie. dowództwo było radzieckie, ale nosiło polskie mundury. Byli to przede wszystkim wnukowie i prawnukowie polskich zesłańców na katorgę w głąb Rosji, po upadkach powstań listopadowego i styczniowego – mówi Jan Mleczko. – Wywodzili się głównie z inteligencji i odnosili się do nas przychylnie.

Rekruci przeszli tam surową zaprawę. Po całym dniu zajęć wojskowych, około północy organizowana była pobudka i wymarsz na trasę o długości 10-15 km. Powrót do koszar, ułożenie się do snu i po godzinie znów pobudka. Wszystko po to, by zahartować młodych żołnierzy przed czekającymi ich walkami na froncie. To trwało do grudnia 1944 r. Tuż przed Świętami Bożego Narodzenia został wydany rozkaz wyjazdu w kierunku Tomaszowa Lubelskiego. Artylerzyści wśród, których był Jan Mleczko mieli lepiej. Przemieszczali się amerykańskimi samochodami, które ZSRR otrzymał w ramach programu Lend-Lease od Stanów Zjednoczonych. Do dyspozycji piechoty były konie. Mieszkańcy Tomaszowa ugościli żołnierzy na organizowanych w domach Wigiliach i zapewnili nocleg. Dzień później oddział Jana Mleczki ruszył na Warszawę. Po drodze zatrzymując się na krótko w Mińsku Mazowieckim, gdzie w trzaskającym mrozie, nocą musieli wybudować 13 potężnych ziemianek dla ponad 1,5 tys. żołnierzy i oficerów sztabu.

– Po 10 stycznia ruszyliśmy na Warszawę, zbliżając się do Grochowa usłyszeliśmy pierwsze strzały. Później pomału wkroczyliśmy na Pragę i Saską Kępę. Most Poniatowskiego był zbombardowany, a most Kierbedzia zniszczony. Ponad wody Wisły wystawały tylko wierzchołki wagonów tramwajowych – wspomina Jan Mleczko. – Urządziliśmy stanowisko obserwacyjne na III piętrze zrujnowanej kamienicy. Patrzyłem przez lornetkę nożycową na Warszawę i płakać się chciało. Paliła się i wszędzie gruzy. – Z 16 na 17 stycznia ruszyła ofensywa poprzedzona ostrzałem artyleryjskim. Nasi saperzy przygotowali przeprawę przez Wisłę. Wrzucali do rzeki gałęzie, kłody i polewali wodą, kiedy to zamarzło ułożyli połączone podkłady kolejowe i po tym przeprawiała się artyleria i czołgi. Na drugim brzegu były jeszcze walki i wielu naszych zginęło.

Po zajęciu Warszawy oddział Jana Mleczki miał krótki odpoczynek w Piastowie i następnie ruszył na Bydgoszcz. Tocząc po drodze walki z niedobitkami wojsk niemieckich. W nocy z 30 na 31 stycznia 1945 r. przekroczyli przedwojenną polsko-niemiecką granicę pod Więcborkiem. Rozpoczęło się przełamywanie przez wojska polskie i radzieckie dobrze bronionego Wału Pomorskiego.

– Walki były ciężkie. Niemiecka ludność cywilna w szoku, bo oni nigdy nie widzieli wojny. Z rozpaczy zabijali całe swoje rodziny, bydło, palili domy, stodoły, wszystko. Niektórzy uciekali w kierunku Berlina lub do lasu – mówi Jan Mleczko. – Później uczestniczyłem w ciężkich i krwawych walkach o Kołobrzeg. Gdzie widziałem m.in. jak Niemcy zniszczyli radzieckie oddziały pancerne, które próbowały szturmem wziąć miasto. Widziałem też jak tonęli i ginęli pod ogniem artyleryjskim niemieccy cywile, którzy podejmowali próbę dopłynięcia do statków, którymi przeprowadzano ewakuację.

Jan Mleczko nie ukrywa, że w czasie wojny szczęście mu sprzyjało. Jak np. podczas forsowania Odry w okolicach Stargardu Szczecińskiego drewnianą, podziurawioną łodzią pod niemieckim ostrzałem. Jeden z płynących z nim kolegów zginął, drugi został ranny. Silny nurt rzeki zniósł ich pod most, który został zbombardowany kiedy przejeżdżał przez niego pociąg. Wokół pływało wiele trupów i ciężko rannych wzywających pomocy.

– Wyłowiono mnie i kolegę, umieszczono w opuszczonej przez Niemców ciepłej ziemiance. Zmiana ubrania, kilka zastrzyków w nogi i po trzech dniach ruszyłem z oddziałem dalej. Jako zwiadowca szedłem cały czas z przodu, aż do Berlina – mówi Jan Mleczko. – Widziałem jak zawieszano polską flagę na Bramie Brandenburskiej. Szlak bojowy zakończyłem w Sandau nad Łabą, gdzie doszło do spotkania wojsk naszych i amerykańskich.

Później był powrót do kraju przez Zgorzelec. Starszych żołnierzy zwolniono do cywila, a młodych w tym Jana Mleczko skierowano w Bieszczady w ramach akcji „Wisła”. Po wyjściu do cywila Jan Mleczko z nakazem pracy trafił najpierw do Wrocławia, a później Szczecina. W 1956 r. jego rodzinę przesiedlono z Sambora do Wałbrzycha, gdzie także zamieszkał. Pracował w wałbrzyskiej Cameli.

Autor: Artur Szałkowski Zdjęcia: Jan Mleczko, Artur Szałkowski Źródło: http://walbrzych.naszemiasto.pl

W Pradze odnaleźli nieznane dokumenty w sprawie kompleksu Riese

Za cel postawili sobie odnalezienie dokumentów związanych z Riese, największym projektem górniczo-budowlanym nazistowskich Niemiec. Żeby to zrobić pojechali do Pragi. – Tam udało nam się odnaleźć kilka bardzo ciekawych dokumentów. Rzuciły one światło na okres „zmierzchu giganta”, czyli to co z Riese działo się u kresu drugiej wojny światowej – mówi Łukasz Kazek, popularyzator historii. III Rzesza pod wodzą Adolfa Hitlera „produkowała” dziennie kilkaset tysięcy dokumentów. Listy, dalekopisy, maszynopisy, a w nich rozkazy, rozporządzenia i zarządzenia były wysyłane do różnych zakątków Europy. – Dziś dokumentów w archiwach nie liczy się na sztuki, a na kilometry bieżące – opisuje Łukasz Kazek, popularyzator historii.

Kazek wspólnie z Markiem Ilkowskim, eksploratorem z Dolnego Śląska i Janem Łukasiakiem, historykiem z Torunia, chcą przebadać te dokumenty, by odkryć prawdę o Riese.

Program najtajniejszy z tajnych

Co wynika z ostatnio odnalezionych dokumentów? Prace na terenie kompleksu zostały wstrzymane w styczniu 1945 roku. Niemcy uznali bowiem, że nie ma sensu brnąć w budowę obiektu, który pierwotnie miał być jedną z wojskowych kwater Adolfa Hitlera. Zaczęła się likwidacja obozów pracy, z których Riese czerpało siłę roboczą oraz wycofywanie ludzi i sprzętu. Maszyny i materiały budowlane, których nie wykorzystano, przekazywano do innych miejsc. Dalej przekazywano też elementy infrastruktury, między innymi kable elektryczne, transformatory, szyny i wagoniki kolejowe.

 

Niemiecka mapa Dolnego Śląska

Gdzie trafiały materiały? – Niemcy wierzyli, że losy wojny mogą się jeszcze odwrócić. Szansy na to upatrywali w lotnictwie. Stawiali na myśliwce i bombowce odrzutowe. A to zaowocowało wdrożeniem tak zwanego Silberprogramm. Programu tak tajnego, że w archiwach do dziś nie ma po nim śladu – przypomina Kazek. Na jego temat badacze nie znaleźli nic w polskich archiwach. O Silberprogramm milczy też internet.

Badacz wyjaśnia: była to akcja polegająca na dostosowaniu sieci lotnisk tak, by były zdolne do obsługi jednostek odrzutowych. I właśnie na ten cel przekazano materiały pochodzące z niedokończonego projektu Riese. Z dokumentów do których dotarli badacze wynika, że już 30 stycznia 1945 roku dowództwo w Schweidnitz (dziś Świdnica) zwróciło się z prośbą o możliwość pozyskania piasku i cementu ze składowisk znajdujących się na terenie Riese. Centrala w Pradze nie widziała przeszkód. I wyraziła zgodę.

Dokumenty z praskiego archiwum

„Czy możliwe jest wysłanie jakiejś firmy z pracownikami?”

Z dokumentu, datowanego na 16 luty 1945 roku, dowiadujemy się, że wielkość jednego ze składowisk materiałowych Riese, zlokalizowanego przy Jedlinie Zdrój, szacowano na 300 wagonów kolejowych. A jeden wagon mógł pomieścić około 15 ton materiałów. – Z innych dokumentów można wywnioskować, że takich składowisk było prawdopodobnie osiem. Choć dokładniej liczby nie udało się nam ustalić – przyznaje Marek Ilkowski. Z kolei dokument z kwietnia 1945 roku to kolejne zlecenie transportu materiałów na poszczególne lotniska. I tak z Riese miało wyjechać „7-8 kilometrów szyn, 5-6 parowozów i 120-150 wagoników”. W piśmie znalazło się też pytanie: „czy możliwe jest wysłanie jakiejś firmy z pracownikami?”. Podczas wertowania dokumentów z praskiego archiwum badacze odnaleźli też mapę z naniesionymi budowami i oznaczeniami kodowymi. Riese otrzymało tam oznaczenie „Ga 45 M”. Co to oznacza? „Ga” to podporządkowanie budowy Dowództwu Wojsk Lądowych, 45 to numer porządkowy, a „M” to symbol programu minimalnego, czyli najbardziej pilnych do realizacji budów.

Cel: setki tysięcy dokumentów do zbadania

Badacze chcą, by zdobyte archiwalia posłużyły im do rozprawienia się z mitami i legendami dotyczącymi projektu Olbrzym. – Chcemy przedstawić całą historię w inny sposób. Chcemy przestać gdybać, przestać opierać się wyłącznie na zawodnej pamięci ludzkiej i skonfrontować ją z faktami i dokumentami – podkreśla Jan Łukasiak. I dodaje, że obecnie badacze są w trakcie tłumaczenia raportów lekarzy obozowych dotyczących więźniów zmuszanych do pracy przy budowie Riese. – Jest szansa na pełne listy stanów osobowych. Dzięki temu będziemy wiedzieć ilu dokładnie ludzi tam pracowało – zapowiada historyk. Do odkrycia jest jeszcze wiele. Bo tylko w niemieckich archiwach państwowych jest ponad 350 kilometrów akt. – A takich archiwów na terenie byłej III Rzeszy są dziesiątki. Setki tysięcy dokumentów do zbadania – przyznaje Kazek.

 

Jedna z teczek z praskiego archiwum

Tajemniczy kompleks Riese to do dziś jedna z największych tajemnic III Rzeszy. Projekt tak tajny, że nie było żadnych planów. Przynajmniej oficjalnie. Jednocześnie tak ważny, że prace przy nim trwały jeszcze, gdy Hitler już nie żył, a Berlin leżał w gruzach. Do dziś nie wiadomo czym miał być Olbrzym. Czy podziemnym miastem z fabrykami wunderwaffe, arką przetrwania dla najwierniejszych nazistów, a może tajną stolicą III Rzeszy.

Autor: tam/gp / Zdjecia: Łukasz Kazek, Źródło: TVN24 Wrocław

Dom Mohaupta – Utajnione biuro konstrukcyjne Riese cz. 1

Dom Mohaupta, to tutaj znajdował się zespół inżynierów Organizacji Todt. W świetle najnowszych odnalezionych dokumentów biuro konstrukcyjne wyższego kierownictwa budowy kompleksu Riese ulokowane zostało w Walimiu, w domu zagadkowego doktora Mohaupta. Zapraszam na wywiad ze znanym badaczem Riese Romualdem Owczarkiem, który odkrywa przed nami tajemnice obecności inżynierów OT w Walimiu.

DOM MOHAUPTA – BIURO KONSTRUKCYJNE OBL RIESE

Cała nasza opowieść zaczyna się w listopadzie 2017 roku, kiedy to Romuald Owczarek – znany badacz historii Riese – poprosił nas o znalezienie w Walimiu zagadkowego domu doktora Mohaupta. Domu niezwykle ważnego w historii budowy kompleksu Riese, gdyż to w nim miała znajdować się jedna z agend berlińskiej Centrali Organizacji Todt. Oczywiście dom Mohaupta już nie istniał, więc pozostało nam jedynie szukanie śladów jego dawnej obecności. Na podstawie wspomnień autochtonów wytypowaliśmy kilka miejsc przypuszczalnej lokalizacji domu Mohaupta. Jedno z wytypowanych miejsc znajdowało się niedaleko dawnej leśniczówki, w tzw. Rzecce Górnej, dziś będącej już częścią Walimia. Dotychczas jednak miejsce to było uznawane za pozostałości filii obozu zbiorczego nr 1 w Walimiu, ale nowe dokumenty wskazywały zupełnie inną, sensacyjną funkcję domu doktora Mohaupta…

Nagłówek pisma z domu Mohaupta, w lewym górnym rogu pieczęć Centrali OT, pismo sporządzono 14 lipca 1944 roku

 

Ruiny fundamentów po baraku znajdujące się koło dawnej leśniczówki – Foto: Michał Jabłoński

 

Zdjęcie lotnicze z lutego 1945 roku, widać barak, łącznik i dom – Czy to tutaj znajdował się dom Mohaupta?

Omawiany dokument okazał się zaskakujący z dwóch powodów. Po pierwsze, okazało się, iż to właśnie w domu Mohaupta w Walimiu znajdowało się „Konstruktionsbüro der OBL Riese” – biuro konstrukcyjne wyższego kierownictwa budowy Riese. Dotychczas lokalizację biura konstrukcyjnego wiązano bardziej z Pałacem Jedlinka. Nie było to jednak w żaden sposób udokumentowane. Dziś wiemy, że zarząd budowy i zespół projektantów znajdowały się w dwóch różnych miejscach.

Fragment pisma z informacją o adresie biura konstrukcyjnego OBL Riese

Po drugie, dokument został sporządzony przez dr. Frizta Leonhardta, wybitnego architekta, który po wojnie zasłynął budową m.in. licznych mostów czy sławnej wieży telewizyjnej w Stuttgarcie. Wiedzieliśmy, że w czasie wojny był w Walimiu. Mówił o tym w swoich wspomnieniach. Tylko domyślaliśmy się jaką rolę mógł pełnić w realizacji projektu Riese. Dziś, w świetle zaprezentowanych dokumentów, jego udział pozostaje bezsprzeczny. To właśnie dr Leonhardt jest autorem dokumentu, który został sporządzony w domu Mohaupta. To on brał udział w pracach związanych z opracowaniem projektów podziemnych hal i pomieszczeń. Zapewne również to i on był pomysłodawcą wykorzystania w tym celu betonu sprężonego. I co najważniejsze, to dr Leonhardt – według alianckich dokumentów – był szefem oddziału badań, rozwoju i normalizacji w budownictwie. Tego oddziału, który w lipcu 1944 roku znajdował się w niepozornym domu Mohaupta w Walimiu.

Dr Fritz Leonhardt

Końcówka pisma – gez. Leonhardt (gezeichnet Leonhardt) – podpisany Leonhardt

Wdrugiej części filmu zostanie dokładnie omówiona treść dokumentu.

Odkrywca Luty 2018

Zachęcam również do nabycia lutowego wydania miesięcznika „Odkrywca”, w którym znajduje się najnowszy artykuł Romualda Owczarka, poświęcony m.in. dokumentom z domu doktora Mohaupta.

Lutowy (2018) numer miesięcznika „Odkrywca”

WSPÓŁPRACA

Film powstał przy udziale Romualda Owczarka, Jerzego Cery, Ulliego Schäfftera, Marcina Paska i Seweryna Wieczorka. Badania terenowe wykonał Jerzy Cera i dr Wiesław Nawrocki z Zakładu Badań Nieniszczących KPG. Zdjęcia z powietrza wykonał Michał Jabłoński. Dziękuję wszystkim za pomoc w przygotowaniu filmu.

Film powstał przy współpracy z Centrum Kultury i Turystyki w Walimiu i Sztolni Walimskich

Źródło: eloblog.pl Autor: Grzegorz Sanik

Dokumenty Riese odkryte w archiwum w czeskiej Pradze

Dokumenty Riese odkryte w archiwum w czeskiej Pradze. Trzej badacze historii kompleksu sztolni w Górach Sowich, którzy dotarli do dokumentów planują wydanie w 2019 r. książki na ten temat.

Większość badaczy tajemniczego kompleksu Riese, który Niemcy budowali w czasie II wojny światowej w Górach Sowich oraz na terenie zamku Książ, poszukuje informacji na ten temat głównie w archiwach polskich i niemieckich. Niewielu badaczy zdecydowało się zagłębić w zawartość archiwów czeskich na ten temat. A tym tropem podążyli: Łukasz Kazek, regionalista z Walimia i jego koledzy Jan Łukasik, historyk z Torunia i Marek Ilkowski. Udało im się dokonać kweren-dy w wojskowym archiwum w czeskiej Pradze i znaleźć tam kilka interesujących dokumentów na temat Riese.

– Chcemy w 2019 roku wydać książkę poświęconą nieznanym publicznie dokumentom na temat Riese i relacjom ostatnich świadków tej inwestycji – mówi Łukasz Kazek. – W książce znajdą się między innymi dokumenty, do których dotarliśmy w Czechach.

Dokumenty z archiwum w Pradze zostały sporządzone głównie w ostatnich miesiącach II wojny światowej. Wynika z nich, że rozmach inwestycyjny przy budowie Riese nie malał, mimo iż los niemieckiej III Rzeszy był już przesądzony.

– Znaleźliśmy mapę z naniesionymi budowami wraz z oznaczeniami kodowymi, Ober-bauleitung Riese otrzymało oznaczenie Ga 45 M – wyjaśnia Kazek. – Zgodnie ze legendą mapy Ga oznacza przyporządkowanie budowy do OKH – czyli Dowództwa Wojsk Lądowych. Z czasem OBL Riese przeszło pod zarząd Naczelnego Dowództwa Luftwaffe.

Inny interesujący dokument, na który trzej polscy badacze natrafili w Pradze, określa wielkość jednego ze składowisk materiałowych Riese przy Jedlinie Zdrój na 300 wagonów materiałów. Informacja ta została skierowana z centrali Ein-satzgruppe VII do Rządowego Radcy Budowlanego Winklera odpowiedzialnego za kontakty z szefem budownictwa Luft-waffe i oddziałami budowy lotnisk.

– Albert Speer, minister uzbrojenia i amunicji III Rzeszy i szef Organizacji Todt podporządkował Dolny i Górny Śląsk jednostce administracyjnej Einsatzgruppe VII z centralą w Pradze pod dowództwem Waltera Schlemppa. Tam też skierowaliśmy nasze kroki, do VOJENSKÝ ÚSTŘEDNÍ AR-CHIV w Pradze, gdzie udało się nam odnaleźć kilka bardzo ciekawych dokumentów, rzucających światło na okres „zmierzchu giganta”, czyli to co się działo w kompleksie w ostatnich miesiącach wojny – mówi Łukasz Kazek. – Styczeń 1945 roku był decydującym miesiącem, wtedy prace zostały wstrzymane. Plan budowlany Organizacji Todt na pierwszy kwartał 1945 roku był pierwszym, który już nie obejmował budowy Riese, a specjalnie powołana do tego celu firma inwestycyjna IG Schlesien (Industrie-gemeinschaft Schlesien) poniosła porażkę.

Źródło: Gazeta Wrocławska, Autor: Artur Szałkowski

Silberbauprogramm, czyli koniec kompleksu Riese

W poszukiwaniu wiedzy przeglądali archiwa w całej Europie, aż dotarli do Pragi. Skąd wydobyli cenne informacje, a część z nich udało się już przetłumaczyć. Stąd wiemy, że pod koniec 1944 roku Riese zostało przejęte przez Luftwaffe, co doprowadziło do upadku projektu – mówi Łukasz Kazek.

– Wdrażany jest program minimalny i mamy całą mapę, gdzie jest zaznaczone Riese i na tej mapie jest 50 budów, koniecznych do prowadzenia. Po 1945 roku wchodzi jeszcze tajniejszy program, który nazywa się Silberbauprogramm i koniec Riese. 

Zadecydowano, że całe siły i materiały z Riese zostaną przekierowane do realizacji innych projektów. Z dokumentów wynika, że ze składu z okolic Jedliny Zdroju miało wyjechać 300 wagonów materiałów. Projekt Riese zarzucono m.in w celu szybkiej budowy lotnisk dla myśliwców i bombowców odrzutowych.

DALEKOPIS
Data: 16.02.1945

11) Rządowy Radca Budowlany pan Winkler
Odpowiedzialny za kontakty pomiędzy Szefem Budownictwa Luftwaffe i oddziałem
budującym lądowisko (?)
Berlin

Dot.: magazyn i skład magazynu zgodnie z dalekopisem z dnia 11.2.1945

– Magazyn do zabezpieczenia realizacji przedsięwzięcia budowlanego –
w Faulbrück / Reichenbach / Eule (Góry Sowie) Mościsko
Skład magazynu: kabel elektryczny, transformatory, obrabiarki – ok. 30 wagonów
– Magazyn do zabezpieczenia realizacji przedsięwzięcia budowlanego – w Gnadenfrei koło
Reichenbach / Eule oraz w Leobschütz / Głubczyce Górny Śląsk – przejęty z Budownictwa Luftwaffe,
skład magazynu: głównie sprzęt elektryczny, szacunkowo ok. 100 wagonów
– Magazyn wielkiej budowy OT – Riese, magazyn zaopatrujący budowę Charlottenbrunn,
skład magazynu: bardzo duże ilości różnych materiałów budowlanych i sprzętów
budowlanych – ok. 200/300 wagonów
– na temat Centralnego Magazynu OT proszę kontaktować się z Endrös.

/-/ OT Gruppe Prag (Tenge): podpis nieczytelny

(na fotografii Łukasz Kazek / uruchomienie plenerowej wystawy fotografii powojennych mieszkańców Walimia / 2015r.)

Od wielu lat z dwójką znajomych Łukasz Kazek poszukuje odpowiedzi na zagadki związane z obiektami Riese. Najnowsze odkrycia pochodzą z archiwum w czeskiej Pradze. Pasjonaci historii odkryli tam dokumenty, które wyjaśniają tajemnicze do tej pory wstrzymanie budowy kompleksu i zmianę kierunku działań na przełomie roku 1944 i 1945. Jak się okazuje działania przejęło Luftwaffe, budowę kompleksu wstrzymano, a materiały wysłano do innych lokalizacji – mówi Łukasz Kazek:

– Jest dokument, który mówi, że 300 wagonów, materiałów, które są w obiekcie Riese są na jednym ze składowisk można pobierać na potrzeby Silberbauprogramm, który buduje lotniska i na przykład pod Świdnicą dla samolotów odrzutowych. I od tego momentu obiekt jest tylko rozbierany. 

Wciąż jednak nie znamy dokładnych planów Riese, które pomogłyby odpowiedzieć na pytania co do podziemi i czy poszczególne obiekty były ze sobą połączone. Być może wkrótce poznamy kolejne fakty, bowiem w tłumaczeniu znajdują się kolejne pozyskane dokumenty.

„Pismo z 3 kwietnia 1945 r.

Pełnomocnik OT w Pradze na Dolny Śląsk , urzędujący w kwietniu 1945 r. w pałacu w Jedlince
otrzymał polecenie, by firma Schalhorn wymienione w faksie w dniu 30.03.45 r. urządzenia natychmiast wysłała koleją na stacje Dobschnütz oraz Postelberg- bocznica

Poza tym firma w dalszej kolejności ma się przygotować do dalszego transportu z OBL Riese 7-8 km szyn, 5-6 parowozów i 120-150 wagoników – wywrotek dla drugiego lotniska w pobliżu Saaz (okręg Sudety).
Należy też odpowiedzieć, czy możliwe jest wysłanie jakiejś firmy z pracownikami?
Należy mieć na uwadze, że w OBL Riese jest wiele maszyn do robót ziemnych” zgarniarki, spycharki, koparki zgarniakowe oraz walce, które mogą być skierowane np. Mittellankanal.
Dotyczy to też torów 600 mm.

Badaniami kompleksu Riese zajmują się:

Łukasz KAZEK – z Walimia
Jan ŁUKASIAK – Historyk z Torunia
Marek ILANOWSKI – badacz, eksplorator z Wałbrzycha

Źródło: http://www.radiowroclae.pl Autor: Bartosz Szarafin

W imieniu AK wykonywał wyroki śmierci. Kiedyś musiał zabić przyjaciela

Kiedy dołączył do grupy egzekucyjnej Armii Krajowej miał zaledwie 16 lat. Zdarzyło się, że był zmuszony zabić własnego przyjaciela, ale kiedy kazano mu zastrzelić kobietę, odmówił. Jeden z ostatnich żyjących egzekutorów AK i „łowców nazistów”, 90-letni dr Jacek Wilczur po raz pierwszy opowiedział przed kamerą – w rozmowie z reporterem TVN24 Mateuszem Kudłą – o egzekucjach z wyroku polskiego podziemia.

O wcielenie do grupy egzekucyjnej Kierownictwa Dywersji Komendy Głównej Armii Krajowej (Kedyw) Jacek Wilczur poprosił, mając zaledwie 16 lat. Został najmłodszym egzekutorem, służył w Górach Świętokrzyskich u boku Jana Piwnika „Ponurego”. Wykonywał wyroki na Niemcach, niemieckich agentach i zwykłych przestępcach. Jego warszawskie mieszkanie jest niczym archiwum. Wśród eksponatów i artefaktów można znaleźć między innymi hełm funkcjonariusza Gestapo. – W tej pierwszej linii, którą wytłukliśmy, był akurat właściciel tego hełmu i trafił na mnie – wspomina. Któregoś razu dostał rozkaz zabicia swojego przyjaciela oskarżonego o gwałt. – Był bardzo dobrym chłopakiem, ale dopuścił się gwałtu na dziewczynie. Dowódca tego nie tolerował. On (skazany – red.) cieszył się wielką sympatią, że ci, którzy obok mnie stali, to płakali strzelając – wspomina 90-letni dziś Wilczur. Raz zdarzyło się, że odmówił wykonania wyroku. – To była agentka, ale nie umiałem zastrzelić kobiety. Wiedziałem, że jest winna, że to jest wyrok sądu. Powiedziałem dowódcy, żeby to zrobił ktoś inny – przyznaje. Napięta sytuacja sprawiała, że wyroki często wykonywano w pośpiechu. Wilczur jest pewien, że zdarzały się przypadki pomyłek. On sam raz wykonał egzekucję nie będąc pewnym, czy ofiarę słusznie skazano. – Jedyne co mogłem zrobić to to, że spowodowałem, iż on nie wiedział, że będzie umierał – wspomina.

Autor: kło//rzw / Źródło: tvn24 (http://www.tvn24.pl)

Projekt Riese

Projekt Riese (z niem. olbrzym) – kryptonim największego projektu górniczo-budowlanego hitlerowskich Niemiec, rozpoczętego i niedokończonego w Górach Sowich oraz na zamku Książ i pod nim w latach 1943–1945.Projekt_Riese

Historia projektu

Dwukondygnacyjny korytarz w kompleksie Walim-Rzeczka

Jedno z zasypanych przejść – Walim Rzeczka, prowadzące być może do szybu
Wobec nasilających się alianckich nalotów bombowych w 1943 Niemcy hitlerowskie przeniosły dużą część swej strategicznej produkcji zbrojeniowej w – uważany za bezpieczny – rejon Sudetów. Mniej więcej wówczas powstał projekt utworzenia nowej kwatery głównej Hitlera na zamku Książ oraz potężnych bunkrów i budowli podziemnych wydrążonych w Górach Sowich. Czytaj dalej „Projekt Riese”